Kiedy jest się już dorosłym?
Dzieci sąsiadów z bloku mówią mi „dzień dobry”, to ostateczny dowód na to, że jestem dorosły. Jak do tego doszło? Przecież wcale się tak nie czuję. Nie uważam, abym był mądrzejszy, bardziej obyty, znał życie lepiej niż, gdy miałem 16 lat. Wręcz przeciwnie. Cele, ambicje i marzenia, są teraz bardziej mgliste i złożone niż proste ideały z młodzieńczych lat.
Gdy byłem dzieckiem, miałem bardzo proste i, wydawało mi się, genialne rozwiązanie na wszystkie wojny świata. Wymyśliłem, że trzeba po prostu, jednego dnia na całym świecie, zakazać jakiejkolwiek broni. Zniszczyć wszystkie karabiny, czołgi, myśliwce, lotniskowce, miny i bomby. Tak po prostu. Co mogło pójść źle?! Przecież to takie proste. Jedna ustawa i sru! Wojen nie ma.
Myślałem, że jeśli wojny są spowodowane przez walkę o ziemie, o przesuwanie granic państw, trzeba też zlikwidować granice państw. Zlikwidować państwa w ogóle, bo dwa państwa mogą wypowiedzieć sobie wojnę. Jeśli byłby tylko jeden kraj (nazwijmy go „Ziemia”), to nie mógłby sam sobie wypowiedzieć wojny. Co mogło pójść źle?! Przecież to takie proste. Jedna ustawia i sru! Wojen nie ma…
Dziecinne pojęcie o świecie było dużo prostsze, a wszystko istniało w bardzo wyraźnych barwach. Koncept pieniądza w aktualnym wydaniu był mi obcy i zbędny. Dorastanie, po czasie, widzę jako bolesne odzieranie się z wielu złudzeń, pięknych ideałów i wielkich marzeń. Niektórych z nich wciąż desperacko próbuję się trzymać, ale widzę jak kurczą się, zamieniają w ciecz i wsiąkają w piasek przeszłości.
Niektóre z tych ideałów to znalezienie idealnej połówki, w takim infantylnym (tak jak teraz o tym myślę) znaczeniu. Bo nie ma kogoś, kto zrozumie Cię bez słów ZAWSZE. Nie uda się znaleźć kogoś, kto będzie dzielił wszystkie Twoje pasje, będzie cudownym lekiem na Twoje prywatne problemy. Nie będzie ZAWSZE Cię motywować do podboju świata. Bycie w związku to znacznie bardziej skomplikowana i złożona sprawa. Polega na szacunku do tego, że różnimy się od siebie nawzajem. Uczeniu się o sobie latami i chodzeniu na kompromisy.
Kompromisy – W dzieciństwie to słowo nie istniało. Gdy chciałem zbudować coś z klocków, to wyglądało to dokładnie tak jak chciałem. Teraz, niemal bez względu na to, co chcę zrobić, zawsze jestem zależny od innych ludzi. Od tego, jaką oni mają wizję, co oni chcą zrobić i jak. Czego oczekują. W ten sposób, coś co robię, nie jest już w 100% moje, a wspólne. Czasem można tym sposobem osiągnąć spektakularny sukces. Bo kilka osób wkłada serce w to, co wspólnie robimy. Kiedy jednak coś się nie uda, łatwo powiedzieć, że to przez to, że nie udało mi się zrobić tego dokładnie tak, jak JA chciałem. Ale to bardzo „dziecinne” podejście, więc odradzam.
I na końcu o pracy, chociaż akapit o kompromisach też sporo na ten temat mówi. Nigdy nie znajdziesz idealnej pracy marzeń, w której wszystko jest w porządku i robisz tylko to, co uwielbiasz. W każdej pracy jest jakiś element, który wiąże się z monotonnym powtarzaniem tych samych czynności, obcowaniem z ludźmi, z którymi być może wcale nie masz ochoty rozmawiać. A jeśli wreszcie Ci się udało i prowadzisz własną firmę, robisz dokładnie to, co chcesz, to wciąż musisz borykać się z podatkami, urzędnikami, przepisami, niezapłaconymi fakturami, problemami Twoich pracowników i innymi rzeczami, o których często nie myśli się zbyt wiele, gdy ktoś postanawia zrealizować swój plan podboju świata.
Bycie dorosłym ma mnóstwo zalet. Siedzenie do późna. Ten moment, gdy zdasz sobie sprawę, że możesz przez tydzień jeść pizzę i nikt Ci nic nie może zrobić. Oprócz gastrologa… (który już szykuje pyszną lewatywę). Możesz pojechać gdzie chcesz, robić co chcesz, wstrzyknąć spirytus w arbuza, albo pójść na nocny maraton filmowy w kinie. Jeśli przetrwasz po tygodniu pracy, osiem godzin w kinie z piątku na sobotę. Lubię być dorosły i cieszy mnie to. Ale smutno mi, że częściej patrzę na drzewa myśląc „liście zaczynają żółknąć, zbliża się jesień. Czy ta kurtka z zeszłego roku jeszcze się nadaje do noszenia?” niż „jeśli się rozpędzę i chwycę za tą gałąź, mógłbym dostać się aż do tamtego miejsca. A potem chwycić tutaj i…”
I pytanie na koniec, co było dla Ciebie tym momentem przejścia, tym znakiem, że oto jesteś dorosłym człowiekiem?
P.S. Jakoś tak wyszło, że Pawła też wzięło dzisiaj na wspominki. Może to ta nadchodząca powoli jesień tak działa.
Pingback: Gazeta Szczecińska - Kiedy byłem małym chłopcem… w dużym Szczecinie()
Pingback: Kiedy byłem małym chłopcem... w dużym Szczecinie | Szczecin Blog()