Śmierć przed Centrum Handlowym
Stoję przed wielką ścianą szkła będącą wejściem do galerii handlowej. Jak zawsze w takim momencie, kontempluję spokojnie sens istnienia naszej cywilizacji. Gdzieś obok, pod ścianą, pracownik punktu telefonii komórkowej i pani ekspedientka z apteki palą papierosy. Są ładnie ubrani, z szyi zwisają im identyfikatory. Trochę flirtują. Ona pali slimy, a on Malrboro.
Kątem oka widzę dwa wróble lecące akrobatycznym torem z zawrotną prędkością. BĘC, BĘC. Uderzają z impetem w szklaną taflę galerii i spadają z wysokości około 4 metrów wprost na chodnik pod rozsuwanymi drzwiami. Drzwi rozsuwają się i zamykają po chwili. Wróble leżą na plecach, w szoku wywijają skrzydłami i nóżkami.
– O! To są właśnie konsekwencje miłości. Zachciało im się amorów, zagapiły się na siebie i pierdolnęły w ścianę! – Komentuje natychmiast pan od telefonii do pani z apteki.
Jeden wróbel z trudem wstaje na nogi, rozpościera skrzydełka i odlatuje. Drugi coraz wolniej próbuje wstać, aż w końcu zastyga zupełnie w bezruchu. Umiera.